![]() |
DOZ Maraton Łódzki z PZU |
Ale od początku:
W sobotę przyjechałem do Łodzi - ze Szczecina podróż to prawie 7 godzin - i udałem się na Atlas Arenę, gdzie przygotowane było całe Expo:
Swoje stoiska miało bardzo dużo firm związanych z tematyką biegania, od możliwości sprawdzenia zdrowia, po przez pomoc biegając na bieżni, do stoisk z odżywkami i odzieżą.
Odebrałem pakiet startowy:
w skład którego wchodziło:
- numer startowy wraz z czterema agrafkami,
- pamiątkową koszulkę DOZ Maratonu Łódź,
- napoje (woda, izotonik) na trasie i mecie biegu,
- gąbka na trasie biegu,
- medal na mecie,
- worek na odzież (depozyt),
- kupon na posiłek podczas Pasta Party (18.04.2015),
- kupon na posiłek regeneracyjny (19.04.2015),
- folder informacyjny DOZ Maratonu Łódź,
- upominki od sponsorów i partnerów imprezy.
Numer jaki mi przydzielono, to 353, koszulki już niestety o godzinie kiedy dotarłem zostały w rozmiarach S i Xl, więc dostałem większą, Upominkami od sponsorów były trzy batony zbożowe, książka o tym jak interpretować wyniki lekarskie, opaska odblaskowa na ramie, żel energetyczny ALE, oraz broszurki dotyczące maratonu.
Następnie musiałem zameldować się w pobliskiej szkole na nocleg. W skład pakietu startowego wchodził bezpłatny nocleg na hali sportowe, z czego z miłą chęcią skorzystałem:
jako że wszedłem zaraz na początku udało mi się zająć miejsce przy jednym z 5 dostępnych gniazdek (tyle wygrać!!) :D Oprócz mnie na taki nocleg zdecydowało się około 30 osób.
W dniu wyścigu z rana złożyłem swoje "tobołki" do depozytu (który zresztą jak się później okazało został zapodziany, bo odpadł numer i nie chciano mi go wydać) i udałem się na linie startu:
Początkowo miałem ambitne plany i ustawiłem się w grupie biegnącej na 3g 45m. O tym, że to był zły pomysł przekonałem się po 30 kilometrze. Do tego czasu było bardzo dobrze (średnie tępo na poziomie 5:15 min/km) jednak problemy zaczęły się po 33 kilometrze. Przed biegiem planowałem sobie początkowe kilometry na tępo 5:45 min/km, jednak adrenalina i bieg w grupie spowodował, że zapomniałem o założeniach i dałem się ponieść emocjom. Takie przycięcie czasu na początku zaowocowało skurczami w takich miejscach, gdzie nawet nie wiedziałem, że mogą łapać. Łydki, uda, mięśnie 2 i 4-głowe, pachwina czy kolano. Ale nie po to przebiegłem taki kawał, żeby pod koniec odpuści. Z trudem i okropnym bólem, ale bieg ukończyłem. Czas 4 godzin 23 minut i 9 sekund trzeba to otwarcie powiedzieć dobrym nie był, tak samo jak 927 pozycja. Ale człowiek uczy się na błędach i teraz już wiem, że założonej wcześniej taktyki trzeba się trzymać.
Dodam tylko, że maraton wygrała Stefanowicz Monika z czasem 2g:29m:28s, za co zgarnęła 10 tyś. zł, 12 tyś. dol i nowego Forda Fiestę. Wśród mężczyzn tryumfował Matebor Albert Kiplagat pokonując 42 kilometry i 195 metrów w ciągu 2 godzin 11 minut i 49 sekund.
Podsumowując, bieg ten był bardzo dobra lekcją na przyszłość. Bardzo fajne doświadczenie, na prawdę polecam każdemu. Emocje jakie towarzyszą takim występom są niezapomniane, a uczucie ukończenia biegu niesamowite. Już ogłoszone kolejną edycję na 17 kwietnia 2016 roku, i wiem, że w tym czasie tam będę starając się pokonać samego siebie i uzyskać jak najlepszy czas.
Pozdrawiam K.G.
Gratki! Pierwszy maraton niezależnie od wyniku to zawsze RŻ ;) Też debiutowałem w Łodzi na mBankMaraton :) Powodzenia w Opolu:) Pozdrowaśki !
OdpowiedzUsuń